Trzeba
przyznać, że jeśli chodzi o Chilling Adventures of Sabrina to Netflix nas
rozpieszcza - w październiku pojawił się
pierwszy sezon tego serialu, niedawno został zapowiedziany drugi (pierwszy teaser możecie zobaczyć tutaj), a 14 grudnia miał premierę specjalny odcinek
świąteczny. Spodziewałam się, że będzie on osobną produkcją o długości
pełnometrażowego filmu – jest on jednak częścią pierwszego sezonu (jego
jedenastym odcinkiem) i trwa 55 minut, czyli mniej więcej tyle co wszystkie
poprzednie epizody. To jednak nie
przeszkadza, wręcz przeciwnie – płynnie wpasowuje się w historię, którą znamy z
poprzednich epizodów.
Nie obraziłabym się, gdyby całe intro tego odcinka wyglądało w ten sposób. |
Akcja toczy
się jakieś dwa miesiące po wydarzeniach z finału pierwszego sezonu. Śmiertelników z Greendale ogarnęła
już bożonarodzeniowa gorączka, z kolei rodzina Spellmanów szykuje się do
celebrowania Zimowego Przesilenia (Solstice) – święta czarownic obchodzonego
w najdłuższą noc w roku. Rozwijanie uniwersum wychodzi tutaj całkiem zgrabnie - wszystkie związane z tym czarodziejskim świętem tradycje i obyczaje są wiarygodne i nie odbiegają od tego co widzieliśmy wcześniej. Często nie mogę uwierzyć, że Sabrina, wychowywana od urodzenia przez czarownice, często zachowuje się jakby nie miała zielonego pojęcia o niektórych zwyczajach czarownic. Może to być jednak (niezbyt subtelny) sposób na ekspozycję.
Młodszą Sabrinę gra Mckenna Grace, znana np. z "Gifted" czy "I.Tonya". |
Fabuła toczy się bardzo
podobnie jak praktycznie fabuła całego sezonu - Sabrina wpada na pomysł,
podczas jego realizacji coś idzie bardzo nie tak i sytuację muszą ratować
bardziej doświadczeni bohaterowie. Tym razem Sabrina postanawia odprawić
seans spirytystyczny i skontaktować się z
matką. Jednak przez jej nieostrożność (i ingerencję pewnej nauczycielki)
sprowadza na dom Spellmanów całą chmarę duchów. Jest to praktycznie główny
motyw tego odcinka i choć ma mnóstwo świetnych aspektów – wprowadzanie nowych
postaci (Gryla), pokazanie już znanych z innej perspektywy (Zelda), czy danie
drugoplanowym więcej pola do popisu (Diana) – to nie porwał mnie jakoś
szczególnie i delikatnie pachniał mi sztampą z lat 90. Nie zrozumcie mnie źle –
to całkiem dobry wątej i zgrabnie zaziębia się z równoległym (dotyczącym
pewnego demonicznego świętego Mikołaja), nie jest jednak to coś wybitnego czy
odkrywczego.
Ten odcinek ma taką śliczną, ciepłą kolorystykę. |
Jak wspominałam wcześniej
kilka postaci dostało w tym odcinku trochę pola do popisu. Najbardziej urzekł
mnie wątek Zeldy, fenomenalnie granej przez Mirandę Otto. Pokazała tu swoją
drugą, bardziej delikatną stronę. Jej sceny z malutką Leticią to czysta
słodycz. Po tym odcinku łatwiej mi uwierzyć, że ta zwykle szorstka kobieta
wychowała Sabrinę z szczerą miłością i opiekuńczością.
Hilda wciąż jest sercem tego serialu i jedną z najlepszych postaci. |
Zaskoczyła mnie również
postać biologicznej matki – Diany. I to nie do końca było miłe zaskoczenie,
raczej trochę szokujące. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że będzie to
osoba dosyć brutalna. I tak mówię tutaj o walce Gryli i Zeldy o niemowlę. Swoją
drogą samo rozwiązanie tego konfliktu było zaskakujące, choć niezbyt dla mnie
zrozumiałe. Ale kto wie – może ten wątek zostanie rozwinięty w kolejnych
odcinkach i wszystko stanie się jaśniejsze.
To jest chyba najlepsze podsumowanie tego serialu. |
Podsumowując – świąteczny
odcinek Chilling Adventures of Sabrina płynnie wpasowuje się w resztę historii,
rozwija uniwersum i pokazuje niektóre wątki z innej perspektywy. Nie jest to
może dzieło wybitne, ale trzyma poziom i nawet przypadł mi do gustu. Jeśli
jeszcze nie widzieliście – szczerze polecam!
PS. Netflix potwierdził
powstanie 3 i 4 sezonu!
0 Komentarze