Dyskusje na temat Jokera w reżyserii Todda Phillipsa rozgorzały w internecie jeszcze nawet przed premierą filmu. Pojawiały się głosy o przełomie w kinie super-bohaterskim, jakim miał być ten film, o innowacyjności, o wreszcie pierwszym podejściu do tego typu historii "na poważnie". Znalazła się nawet grupa ludzi, która zagarnęła Jokera dla siebie, czując, że nareszcie ich członkowie otrzymali swoją należytą reprezentację w popkulturze. Spodziewano się, że Joker stanie po stronie tych uciśnionych, sfrustrowanych, skrzywdzonych przez życie, a przede wszystkim - po stronie osób dotkniętych problemami natury zdrowia psychicznego. Oczywiście zrobi to w sposób niezbyt godny pochwały, mówimy przecież o origin story jednego z najbardziej kultowych komiksowych złoczyńców, ale w pewien sposób wytłumaczy niekonieczne moralne postępowanie osób sfrustrowanych swoją beznadziejną sytuacją.

Jednak podczas seansu Jokera dopadła mnie refleksja, że jest to film, który niewiele robi dobrego dla tych, którzy tak bardzo go "zagarnęli". A to głównie przez to, że uskutecznia pewien popkulturowy trop związany z chorobami psychicznymi oraz społecznym wykluczeniem, który robi więcej szkód niż pożytku właśnie psychicznie chorym lub uciśnionym.

Wpis oczywiście zawiera spojlery do filmu Joker (2019)

Kultura chyba lubi prezentować nam wizję idealnie sprawiedliwego świata. Takiego rządzonego przez siły zła i dobra, które nieustannie ze sobą realizują, ale i tak koniec końców pozostając w harmonii. Takiego, w którym złe rzeczy dzieją się ludziom, którzy na to zasłużyli, w którym to co dajemy, wraca do nas z nawiązką, a nic nie dzieje się bez przyczyny. Jest to wizja potwornie szkodliwa oraz oczywiście - mocno naciągana. Nie można jej jednak odmówić uroku. Kto nie chciałby żyć w świecie, w którym wystarczyłoby okazywać innym minimum życzliwości i dobroci, by cieszyć się sielankowym żywotem, bez nieszczęśliwych przypadków i złośliwych zrządzeń losu. Oczywistością jest fakt, że czy chcemy czy nie - świat nie jest sprawiedliwy. Ludzie jednak zaślepieni tą piękną kulturową wizją zdają się tego nie dostrzegać i szukają zależności tam, gdzie rządzi tylko przypadek. Widać to po tych, którzy zastanawiają się czemu spotkało ich nieszczęście, skoro zawsze pomagają staruszkom w noszeniu zakupów, czy nawet po tych, którzy próbują zrzucić winę za przestępstwa na nieuważne ofiary. Przecież na zło trzeba sobie zasłużyć, prawda?

Tylko, że nie.

Niestety ten trop myślenia trzyma się dobrze dzięki filmowym tropom. Występują one w najróżniejszych wariacjach, jednak tutaj skupię się głównie na tych związanych z dręczeniem, zemstą i oczywiście chorobami psychicznymi. Pierwsze co zauważyłam podczas seansu Jokera to fakt, że wszystkie morderstwa głównego bohatera są zbyt logiczne. Można wręcz się pokusić o stwierdzenie, że ofiary same się prosiły o kulkę w głowę, zaczepiając, upokarzając, czy w inny sposób uprzykrzając życie Artura Flecka. Joker z pozoru jest tutaj przedstawiany jako ogarnięty szaleństwem przestępca, ale jego działania wyraźnie mają w sobie trochę sensu. Z jego punktu widzenia.

Z punktu widzenia widza - nie zawsze. 

Najbardziej to widać w słynnej scenie z karłem. Artur oszczędza jego życie, wspominając, że tylko on okazał mu krztynę życzliwości. Kiedy to się stało? Nie wiemy tego jako widzowie, jedyna interakcja pomiędzy tą dwójką, jaką zobaczyliśmy na ekranie, była najwyżej neutralna, taka mało znacząca pogawędka między kolegami z pracy. Żadnego szlachetnego aktu dobroci, żadnego chwytającego za serce dialogu, czy choćby głębszej wspominki o relacji tych postaci. Mamy uwierzyć, że Joker wymierza tutaj sprawiedliwość, ale warunki na których tego dokonuje są bardzo płytkie i nieco przypadkowe. Takie brutalne mszczenie się za upokorzenia i wyrządzaną krzywdę skojarzyło mi się z sytuacją Carrie z książki Stephena Kinga. Dręczona dziewczyna finalnie w bardzo brutalny sposób pozbywa się wszystkich, którzy ją krzywdzili, przy okazji dokładając do tego sporo przypadkowych ofiar. Jako widzka powinnam czuć satysfakcję, przecież zazwyczaj kibicuję głównemu bohaterowi w jego zemście, ale z tyłu głowy mam to poczucie jak szkodliwy jest ten motyw. W gruncie rzeczy ten trop mówi coś w rodzaju "Pamiętajcie, zawsze bądźcie mili dla innych osób, zwłaszcza tych z problemami psychicznymi, bo nigdy nie wiecie kiedy im odbije i zaczną mordować wszystkich, którzy na nich krzywo spojrzeli".

Nie chciałabym nadepnąć jej na odcisk. Albo znaleźć się wśród przypadkowych ofiar, które nie zamieniły z nią nawet słowa.


Ten trop ma tyle problemów. Po pierwsze, znowu wracamy do tej złudnej wizji sprawiedliwości świata. Świata, w którym mili, życzliwi i dobrze wychowani ludzie nigdy nie stają się ofiarami przestępstw. Chciałabym żyć w takiej rzeczywistości, bo w naszej niestety ludzie cierpią przez zwykły przypadek. Zazwyczaj po prostu mają pecha, pojawiają się w złym miejscu, o złym czasie i to, czy na co dzień pomagają starszym paniom przechodzić przez ulicę, naprawdę nie ma znaczenia. Ta sama zasada dotyczy niemal wszystkich ludzkich nieszczęść - dbające o siebie osoby potrafią zachorować na raka, wzorowi kierowcy rozbijają się o drzewa, "skromne" kobiety - stają się ofiarami gwałtu. Niby oczywiste, ale często popkultura lubi przekonywać nas o logice tego, co często jest wynikiem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności.

Zostając w temacie logiki, muszę wspomnieć, że choroby psychiczne raczej też nie mają logicznych, sprawiedliwych przyczyn. Oczywiście zazwyczaj nie biorą się z powietrza, ale nie zawsze wynikają one bezpośrednio z zachowania środowiska, w którym osoba chora psychicznie się znajduje. Joker z kolei próbuje nas przekonać, że jego główny bohater stał się przestępcą, tylko i wyłącznie przez represyjne środowisko, w którym się znalazł, tym samym trochę zwalniając go z odpowiedzialności za własne czyny. Przecież nie chciał wcale nikogo mordować, tylko to straszne społeczeństwo go do tego popchnęło. Prawda?

Taki sposób prowadzenia narracji wykorzystywany jest również w Trzynastu powodach (nie jestem odosobniona w tym skojarzeniu, przykładowo wspominała o tym w podcaście Kasia aka Zwierz popkulturalny). Podobnie jak w "Jokerze" wina za działania głównej bohaterki zostaje zrzucona na bogu ducha winne osoby w jej okolicy, powołując się znowu na logikę i jakąś ogólną sprawiedliwość świata. Ponownie - świat, a zwłaszcza problemy natury psychicznej nie zawsze wynikają z konkretnych działań, są raczej wypadkową mnóstwa czynników. Czego nie kompletnie nie widać ani w Jokerze, ani w Trzynastu powodach, o szkodliwości których można pisać obszerne eseje.

Ostatni powód, dla którego tak bardzo nie lubię tego popkulturowego tropu, jest odwołuje się głównie do ludzkiej natury. Nie powinniśmy zajmować się chorymi psychicznie osobami ze strachu, z uprzedzenia, czy z fałszywą życzliwością. Nie powinniśmy pomagać tym osobom, by nie wymordowały kogoś kto nadepnie im na odcisk albo oskarżały o swoje cierpienie cały świat, ale dlatego, że są ludźmi potrzebującymi pomocy i zwykła ludzka powinność nakazuje okazać im empatię. Nie mówię, że jeden film czy serial sprawi, że sytuacja osób psychicznych znacznie się zmieni, ale kultura ma na nas spory wpływ i często nie docenia swojej mocy. Szkodliwe tropy nie zmieniają nic z dnia na dzień, raczej dokładają cegiełkę do myśli, które już zakiełkowały w ludzkich głowach.

Nigdy nie spodziewałabym się, że mój mózg przejdzie od Jokera do Trzynastu powodów. Życie bywa zaskakujące.

Czy wynika z tego, że Joker jest złym filmem? Nie powiedziałabym. Ale nie uważam go też za wybitne arcydzieło. Z pewnością gdyby był on po prostu dramatem o losowym mężczyźnie, który pchany frustracją i ogarnięty szaleństwem zaczął mordować ludzi, zachwyty mogłyby być nieco mniej entuzjastyczne. Z jakiegoś powodu adaptacje komiksowych historii wciąż mają łatkę tych gorszych, mniej poważnych, więc dostają fory w starciu z podobnymi historiami, ale opartymi o oryginalny scenariusz albo powieść. Joker od samego początku był promowany jako to poważne, realistyczne podejście do komiksowego bohatera i najwyraźniej znalazł uznanie widzów zmęczonych przerysowanym, dużo bardziej rozrywkowym podejściem do tego typu opowieści. I choć osobiście za największe zalety Jokera uważam jedynie oprawę audiowizualną i grę aktorską, to doceniam go jako film, który spróbował czegoś nowego, który wyważył (co prawda może nie otwarte, ale trochę przymknięte) drzwi, tworząc furtkę dla kolejnych dzieł  kultury, które zechcą opowiedzieć coś nowego. Przedstawianie w popkulturze wymienionych tutaj problemów bywa często nieporadne i nawet nieco szkodliwe, ale liczą się chęci. Bo te wszystkie próby zachęcają do dyskusji i sprawiają (zwłaszcza jak osiągają komercyjny sukces jak Joker), że coraz więcej twórców podejmuje się podobnych tematów.

Joker może nie jest wybitnym filmem, ale zdecydowanie wywołuje sporo dyskusji. A czasem właśnie to jest ważniejsze od wszystkich recenzji i filmowych nagród świata.