Premiera serialowej adaptacji przygód pewnego wiedźmina zbliża się wielkimi krokami, ale kocioł, który wytworzył się wokół tej netflixowej produkcji wrze już niemal pierwszych przesłanek dotyczących szczegółów realizacji. Internet, a zwłaszcza jego polska część traktuje dzieło Sapkowskiego z jakąś patriotyczną nabożnością, a w takiej sytuacji o awanturę nietrudno. Dyskusje, które wybuchały po nawet najmniejszych newsach na temat produkcji dotyczyły dosłownie wszystkiego, zaczynając od wyborów obsadowych, na wyglądzie rekwizytów kończąc. Jednak jedna kwestia wyszła zdecydowanie przed szereg w niemal każdej dyspucie.
Czy netflixowy Wiedźmin będzie wystarczająco słowiański?
Co ciekawe, odpowiedź jest bardzo prosta - no nie będzie. Bo wiedźmiński świat to nie jakaś skondensowany obraz mitologii Słowian, podrasowany jedynie elementami zaczerpniętymi z klasycznych dzieł fantasy. To raczej mieszanka przeróżnych wpływów, tropów i schematów zaczerpniętych m.in. z mitów arturiańskich czy baśni. Nawet jeśli zajrzymy tylko do pierwszej książki (tak jak, przyznając się bez bicia, zrobiłam ja), zauważymy, że słowiańskości nie jest tam specjalnie dużo. Dlaczego więc tak dużo osób włożyło wiedźmińską historię do szuflady Prawdziwa Polska Fantastyka, zatrzasnęło ją i wyrzuciło klucz przez okno?
Myślę, że jest kilka głównych powodów.
Po pierwsze, spora część odbiorców serialu zna mniej więcej historię Geralta z gier komputerowych. Co samo w sobie nie jest złe, bo to kawałek dobrej wirtualnej rozrywki, jednak wciąż są adaptacją. Dodatkowo taką, która obrała sobie dosyć konkretny kierunek, pokręcając słowiańskość Wiedźmina do maksimum. I ten obraz wdrukował się mocno w umysły odbiorców, w pewnym stopniu zaburzając percepcję. z pewnością część osób porównuje (a raczej będzie już niedługo porównywać) serialowego Wiedźmina do Wiedźmina znanego z gier. W końcu trochę na tym opierała się lwia część internetowych komentarzy. I to jest jednak z najbardziej absurdalnych i paradoksalnych dyskusji, jakie widziałam. To dyskusja, która dosłownie sprowadza się do porównywania adaptacji do... innej adaptacji. Co ma tyle sensu, co nic. Adaptacja z definicji jest pewną wariacją na temat materiału źródłowego i w zależności od medium, na który tłumaczy fabułę twórcy adaptacji wybierają sobie te elementy, które najlepiej pasują im sposobu opowiedzenia oryginalniej historii. Twórcy gier podjęli takie a nie inne wybory artystyczne i chwała im za to, ale to wciąż przetworzone podejście do przygód wiedźmina, a nie jego pierwotna, "właściwa" wersja, dlatego porównywanie jej do kolejnej adaptacji mija się z celem. Jeśli już z czymś porównywać serial to z książkami. Ale i tak łagodnie z tego typu krytyką, bo adaptacje rządzą się trochę swoimi prawami.
Kolejny paradoks związany z okołowiedźmińskimi dyskusjami dotyczy tej strasznej politycznej poprawności. O politycznej poprawności, a raczej o tym, czym ona tak naprawdę nie jest, można pisać długie eseje, ale nie na tym się skupię. Część osób kolokwialnie mówiąc dostało bólu dolnej części ciała na wieść o pewnych obsadowych wyborach. Pomijam dyskusje na temat wyglądu serialowej Yennefer czy koloru włosów Triss, bo, nie oszukujmy się, to nie są jakoś wybitnie ważne czy skomplikowane kwestie. Poza tym przypominam, że adaptacja rządzi się swoimi prawami. Więcej emocji zdecydowanie wywołuje oburzenie wynikające z faktu, że w serialu występują ciemnoskórzy aktorzy.
Z nieznanego powodu istnieje grupa ludzi, którzy są święcie przekonani, że akcja wiedźmińskich przygód dzieje się w Polsce (!), a chociażby w średniowiecznej Europie, a oczywiście w tamtych czasach wszyscy mieli śnieżnobiałą karnację (co pewnie i tak nie jest stuprocentową prawdą). Tylko, że akcja dzieje się w fikcyjnym świecie i z Polską niewiele ma wspólnego. Ogólnie to uniwersum niewiele ma wspólnego z polskością czy słowiańskością, jednak wciąż tyle osób traktuje je jak epopeję narodową, najważniejszy element polskiego dorobku literackiego. Paradoks tej dyskusji wynika z bardzo równościowego wydźwięku, jaki mają teksty Sapkowskiego, w których dosyć wyraźnie był zarysowany problem rasizmu, chociażby w postaci ludzi traktujący Geralta z pogardą ze względu na jego odmienność. Ludzie, którym uwiera kolor skóry czy nacisk, jaki ma zamiar położyć serial na historie kobiecych bohaterek, najwyraźniej kompletnie zignorowali przesłanie wiedźmińskich historii, a Sapkowski nawet ręki by im nie podał.
Ile słowiańskości naprawdę będzie w Wiedźminie? Nie mam pojęcia. Mam za to dosyć spory kredyt zaufania do twórców serialu i czekam na premierę z niecierpliwością. Pożyjemy, zobaczymy.
0 Komentarze