Lubię kiedy serial - kolokwialnie mówiąc - trzyma poziom. Nie ma nic gorszego niż śledzenie historii, która w pierwszym sezonie zachwyciła swoim geniuszem, tylko po to, by zobaczyć spadek jej formy w kolejnych odcinkach. Drugi sezon Good Girls od stacji NBC (dostępny na Netflix) nie potwierdziło moich obaw, a nawet mam wrażenie, że przerosło moje najbardziej optymistyczne oczekiwania.

Good Girls to opowieść o trzech kobietach, które znalazły się w koszmarnej sytuacji życiowej, zwłaszcza pod względem finansowym. Annie potrzebuje pieniędzy na dobrego prawnika, w innym przypadku może stracić prawo do swojego nastoletniego dziecka, Ruby musi opłacać kosmicznie drogie leczenie ciężko chorej córki, a Beth dowiaduje się o kłamstwach i długach swojego męża. Panie pewnego dnia wpadają na pomysł - napadną na supermarket, w którym pracuje Annie. Swój plan realizują, ale to dopiero początek ich drogi ku bezprawiu. Okazuje się, że supermarket był tylko przykrywką dla ciemnych interesów okolicznej mafii. Każda akcja, a zwłaszcza ta nielegalna, ma swoje konsekwencje i trochę o nich jest właśnie ten serial.




Konsekwencja, z jaką prowadzona jest akcja to największa zaleta Good Girls. Każde wydarzenie pociąga za sobą kolejne, wątki wynikają jeden z drugiego, foreshadowing ma się dobrze i każda strzelba Czechowa wypala. Nigdy też nie miałam poczucia, że jakaś postać czy jakiś wątek pojawił się znikąd i niczemu nie służył - narracyjnie jest to historia dopięta na ostatni guzik.

W tym tekście postaram się zawrzeć jak najmniej spojlerów, bo obserwowanie kolejnych zwrotów akcji daje mnóstwo frajdy. Z każdym kolejnym odcinkiem wzrasta stawka i mnożą się problemy, z którymi muszą sobie radzić bohaterki, ale nic w Good Girls nigdy nie wypada z ciągu przyczynowo-skutkowego. Zawsze, gdy chwalę jakąś opowieść za konsekwencję w prowadzeniu narracji i przemyślane zwroty akcji, mam poczucie, że wychwalam coś, co powinno być oczywistością. Jednak zbyt dużo nielogicznych i niekonsekwentnych fabuł widziałam, by nie docenić takiej perełki jak Good Girls.




Good Girls pokazuje, że można stworzyć kobiecą postać, posiadająca dzieci i jednocześnie nie sprowadzać jej jedynie do roli matki. Bohaterki tego serialu to przede wszystkim ludzie - mają swoje wady i słabości, nie zawsze postępują jak podręcznikowe obywatelki czy panie domu - przez co z pewnością są bliższe sercu widzek i widzów. Co więcej - serial nigdy nie krytykuje tradycyjnego stylu życia, a wręcz przeciwnie - czasem pokazuje, że "kobiece" doświadczenia mogą się przydać na innych polach. Jakoś tak miło zobaczyć w świecie, w którym tak bardzo doceniane jest "męskie" podejście do życia, dowód na to, że do niektórych, nawet najbardziej stereotypowo męskich spraw, przyda się czasem kobieca ręka. Z tego powodu Good Girls skojarzyły mi się z Legalną blondynką, mimo że bohaterki tych dwóch produkcji są w zupełnie innych momentach życia i po przeciwnych stronach prawa.

Serial ma również całą plejadę ciekawych postaci drugoplanowych. Ich wspólną cechą jest to, że są bardzo... ludzkie. Potrafiłam współczuć nawet najgorszym szujom, ale również krytykować postępowanie "tych dobrych". Ale w Good Girls nikt nie jest krystalicznie dobry czy do szpiku kości zły. Nasze bohaterki nigdy nie miały szansy stać się wzorem cnót - przecież rozpoczynają swoją przygodę od rabunku - ale postacie poboczne również lawirują na szerokiej skali moralności. Dzięki temu obserwujemy wielowymiarowe postacie, których nie da się jednoznacznie ocenić.

Mówiąc już o postaciach, warto wspomnieć o relacjach, które między nimi się formują. Trzy główne bohaterki mają przeróżne charaktery, ale pomimo kłótni potrafią świetnie współpracować i dopełniać się. Relacja Annie i jej nastoletniego dzieciaka bywa trudna, ale jest w niej tyle ciepła i zrozumienia (z obu stron), że ich wspólne sceny niemal zawsze przyprawiają o uśmiech. Osobiście uważam, że to właśnie Annie, z całej trójki bohaterek, ma najciekawsze relacje. Przykładowo jej przyjaźń z pewną starszą panią jest jednym z moich ulubionych elementów serialu. Jednak jeśli chodzi o niebezpiecznie związki, to Beth gra pierwsze skrzypce. Jej relacja z miejscowym gangsterem jest pełna niejednoznaczności i napięcia, którą świetnie ogląda się na ekranie.




Good Girls może nie arcydziełem kinematografii, ale po prostu serialem, który ogląda się szybko i przyjemnie. Jeśli tak jak ja lubicie historie, które z odcinka na odcinek robią się coraz bardziej skomplikowane, jest duża szansa, że Good Girls przypadnie wam do gustu. I być może zainspiruje was, tak jak mnie, do wzięcia się za domowe wypieki.

PS. Zdałam sobie sprawę, że sezon trzeci już wychodzi, więc pozostaje mi czekać aż pojawi się na Netflix.