Nie da się ukryć, że październik, a zwłaszcza jego końcówka nie był spokojnym miesiącem dla mieszkańców Polski. Zwłaszcza dla tych z macicami. Dlatego w październiku ewidentnie nie miałam zbyt dużo okazji na jakiś eskapizm. Ale to co udało mi się skonsumować, zapisałam, oceniłam i teraz Wam zaprezentuje.
Hejter (2020, reż. Jan Komasa) - film zdecydowanie dużo lepszy niż Sala samobójców. Zdziwiłam się jak dobrze ukazuje "młodzieżowe" sprawy, bez uczucia "How do you do, fellow kids?". Najwyraźniej zatrudnienie scenarzysty przed trzydziestką (Mateusz Pacewicz) do napisania historii o niebezpieczeństwach związanych z social media, było strzałem w dziesiątkę. Chociaż cieszy mnie to, że owe zagrożenia nie zostały spłycone do "dzieci nie wychodzą na dwór, tylko przed komputerem siedzą", a raczej twórcy zauważyli, że Internet może być niebezpiecznym narzędziem w odpowiednich rękach. Nie spodziewałam się tak dobrego filmu, więc miło się zaskoczyłam.
The Boys (2019-, Amazon Prime Video) - drugi sezon tego nietuzinkowego serialu o superbohaterach, był chyba jeszcze lepszy niż pierwszy. Jest cholernie inteligentnie napisany, wszystko jest tam dopięte na ostatni guzik - wątki postaci, relacje między nimi, działanie świata. Najbardziej doceniam ten serial za to jak tworzy swoje postacie - ani krystalicznie dobre, ani do szpiku kości złe. Okej, jest jedna postać zła do szpiku kości, ale jest nazistą, więc to się rozumie samo przez się. Fabuła paradoksalnie dotyka problemów dobrze znanych z rzeczywistości, ale niestety niektóre memy zaprezentowane w serialu dzwonią z 2012 roku i proszą o zaprzestanie podkradania ich pomysłów.
Metro 2033 (Dmitrij Głuchowski) - męczyłam się od 2017 roku z tą książką. Zdecydowanie nie ilość stron sprawiła, że lektura zajęła mi tak długo - zdarzało mi się czytać grubsze powieści. Jednak coś w narracji sprawiało, że historia nie wciągnęła mnie od razu, a musiałam przebrnąć przez nią niczym Artem przez tunele metra. Za to podobał mi się motyw wiary użyty w kontekście ludzi, którzy chcą po prostu przetrwać w nieprzyjaznym świecie. Autor przekazał taką bardzo ciekawą refleksję, że ludzie zawsze muszą w coś wierzyć i zawsze pragną łączyć się w grupy, nawet po apokalipsie, głęboko w mrocznych korytarzach metra, gdzie najważniejszym priorytetem powinno być przetrwanie. (Zaczęłam już grę i mam nadzieję, że jej przejście nie zajmie mi trzech lat. Ugh...)
Keep Your Hands off Eizouken (Eizōken ni wa Te o Dasu na!, 2020) - to nietuzinkowe anime, oparte na mandze o tym samym tytule. Trzy nastolatki pragną stworzyć własne anime, więc historia skupia się głównie na nich próbujących dokonać tej sztuki. Dziewczyny szukają miejsca, gdzie mogą tworzyć, pieniędzy na produkcje, utworów muzycznych, których mogłyby użyć i tak dalej. Widać w tym sporo zabawy z konwencją, co rusz pojawiają się wizualne żarty i kreatywne wykorzystanie medium, w którym działa fabuła. Postacie są wyraziste, tak odmienne od siebie, ale ich przyjaźń wypada bardzo wiarygodnie. Warto zaznaczyć, że nie są one przeseksualizowane, wyglądają jak normalne, nastoletnie dziewczyny, co jest miłą odmianą od przeciętnego przedstawiania nastolatek w anime.
***
To by było na tyle w tym miesiącu. Mam jedynie nadzieję, że listopad przyniesie mi więcej eskapizmu. I tego też Wam życzę.
0 Komentarze