Kosmiczny serial dokumentalny, kawał dobrego polskiego kina, sporo animacji oraz przygnębiająca lektura. Kwiecień minął mi zdecydowanie różnorodnie pod względem kulturowym. 

Czego nauczyła mnie ośmiornica (My Octopus Teacher, 2020, reż. Pippa Ehrlich, James Reed) - pewien mężczyzna zaprzyjaźnia się z ośmiornicą i pływa z nią codziennie przez bodajże rok. Ten film dokumentalny wygląda przepięknie i podwodna przyroda zapiera dech w piersi. Wszystko wygląda bardzo ładnie i uroczo, w końcu to historia przyjaźni człowieka ze stworzeniem, prawda? Zastanawiam się jednak czy historia o człowieku, który tak bardzo przywiązał się do ośmiornicy i tak często ją nagabywał, że przyciągał drapieżników oraz poniekąd zaniedbał własnego syna, jest rzeczywiście tak urocza. 

Obce światy (Alien Words, 2020, Netflix) - nietypowy serial dokumentalny, który łączy ze sobą naukę i fikcję. Na przestrzeni kilku odcinków zaobserwujemy przyrodę na hipotetycznych planetach.  Kosmiczna fauna i flora  została mocno zainspirowana dziwaczną przyrodą, którą znajdziemy na Ziemi. Bardzo podoba mi się to, że wreszcie snując wyobrażenia o innych formach życia nie trzymamy się ściśle tego, by warunki na hipotetycznej planecie przypominały te na naszym globie. Dlatego w Obcych światach pojawiają się światy z niezwykle silną grawitacją, takie które NIE obracają się wokół własnej osi czy brakuje na nich substancji, które powszechne są naszej planecie. Pod względem czysto estetycznym Obce światy są przepiękne i warto obejrzeć je chociażby dla tych spektakularnych, fikcyjnych ekosystemów. 

To: Rozdział 2 (It: Chapter Two, 2019, Andres Muschietti) - do drugiej części tego horroru podeszłam bez żadnych większych oczekiwań. Seans skończyłam raczej zadowolona, chociaż nie było to zbytnio zapadające w pamięć doświadczenie. Jednak motyw lęków głównych bohaterów przyjmujących postać potworów to coś, co zawsze chętnie obejrzę. Nie jest to jakoś wybitnie oryginalny koncept, ale po prostu go lubię i w dobrych rękach można go kreatywnie wykorzystać. Drugie To nie wymyśla koła na nowo, ale wykonuje swoją robotę na czwórkę z plusem. Nie odradzam seansu, ale też nie polecam z ręką na sercu. 

Jak najdalej stąd (2020, reż. Piotr Domalewski) - mam wrażenie, że każdy dobry polski film musi być szary, smutny i nieco przygnębiający. Ale to może tylko moje doświadczenia. Film opowiada historię nastoletniej Oli, która musi pojechać do Irlandii po tym, jak jej ojciec zginął w wypadku na budowie. Dziewczyna wyrusza więc w podróż, podczas której będzie musiała poradzić sobie nie tylko z  niewyrozumiałą biurokracją. Podoba mi się w tym filmie sposób, w jaki bohaterka mówi po angielsku. Główna bohaterka ma dosyć wyraźny akcent i popełnia drobne gramatyczne błędy, ale nikt nie próbuje nikomu wmówić, że osiemnastolatka nie znałaby angielskiego na przynajmniej poziomie komunikatywnym. Wszystko wypada bardzo realistycznie i mimo że film nie jest jakoś wypakowany akcją, półtorej godziny mija w mgnieniu oka. 

Miłość i potwory (Love and Monsters, 2020, reż. Michael Matthews) - na pewno nie spodziewałam się, że będzie to tak przyjemny i relaksujący seans. Mówimy przecież  o historii osadzonej w post apokaliptycznym świecie, w którym zalęgły się przerośnięte i śmiertelnie niebezpieczne owady, płazy i inne zwierzęta. Jednak relacja głównego bohatera z jego psem, piękne, pełne żywych kolorów zdjęcia oraz raczej lekki ton narracji, sprawia, że jest to radosne i podnoszące na duchu doświadczenie. 

Devilman Crybaby (2018) - najnowsza adaptacja mangi, która debiutowała już w latach 70.Młody Ryo bada sprawę demonów, które zaczęły się panoszyć na Ziemi i do swojego śledztwa wciąga Akirę - swojego przyjaciela z dzieciństwa. Akira sam zostaje opętany i jako Devilman, czyli demon z ludzkim sercem, podejmuje się walki w obronie ludzkości. Najciekawsze jest w tej historii to jak zaczyna się jako pełna przemocy i seksu narkotyczna wizja, by wyewoluować w smutną historię o miłości. 

SK8 the Infinity (2021) - nastoletni Langa po śmierci swojego ojca przeprowadza się z mamą z Kanady do Japonii. Tam brakuje mu nie tylko taty, ale i snowboardingu, który był ich wspólną pasją. Pewnego dnia poznaje Rekiego, wielkiego wielbiciela jazdy na deskorolce. Reki wprowadza Langę w świat nielegalnych, tajnych wyścigów na desce (brzmi nieco absurdalnie, ale oglądanie tego daje mnóstwo frajdy) i wkrótce okazuje się, że Langa ma w sobie niezwykły talent. Największą zaletą tej animacji zdecydowanie są wyraziste, charyzmatyczne postacie. Z pozoru prezentują się jako chodzące stereotypy tylko po to, by chwilę później pokazać się od zupełnie innej strony. Jak przykładowo Shadow, który podczas wyścigów prezentuje się jako mroczny, nieco szalony skater, który nie waha się użyć paru niecnych sztuczek, by osiągnąć swój cel. "W cywilu" jest za to uroczym młodym mężczyzną, który pracuje w kwiaciarni i podkochuje się w szefowej. Poza tym dynamika między głównymi bohaterami może być odczytywana jako coś więcej niż przyjaźń i jestem bardzo ciekawa jak twórcy potraktują ten wątek w przyszłości. Sezon drugi ma zadebiutować w lutym i już nie mogę się doczekać. 

Yakuza w fartuszku. Kodeks perfekcyjnego pana domu (Gokushufudō, 2021) - pod względem czysto technicznym nie jest to zachwycająca adaptacja mangi. Mało tutaj animacji jako takiej, historia jest raczej opowiadana przy pomocy pojedynczych kadrów. (Szczerze nie mam pojęcia czy dobrze to wyjaśniłam, chyba musicie to sami zobaczyć). Sama historia jest jednak absolutnie przeurocza. Były yakuza próbuje zerwać ze swoją przeszłością i poświęcić się życiu jako pan domu. Swój czas spędza na gotowaniu dla żony, sprzątaniu czy załatwianiu innych sprawunków. Niestety jego przeszłość zawsze gdzieś majaczy w tle i daje o sobie znać w najmniej odpowiednich momentach. Fabuła jest jednak poprowadzona w zabawnym, lekkim tonie. A humor jest bardzo oparty na sposobie, w jaki główny bohater porównuje swoje obecne życie do mafijnej przeszłości. Przykładowo leżenie na macie do yogi przywodzi mu na myśl pozycję, w której wyląduje ktoś postrzelony w klatkę piersiową. Na papierze może brzmi to nieco przerażająco, ale uwierzcie - ten humor działa. A przynajmniej ja go kupuję.

Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta. (Jan Mencwel) -  przygnębiający reportaż, który słusznie zwraca uwagę na to, w jaki sposób oszpecane są polskie miasta. Wszechobecny beton, wycinka drzewa, przesadnie sumienne koszenie trawników, traktowanie przestrzeni miejskiej jakby stworzona była z bardzo elastycznej gumy. Przekaz jest całkiem jasny - jak tak dalej pójdzie to drzewa będziemy oglądać na obrazkach, a tlen będziemy musieli chyba sami produkować. Nie jest to wyjątkowo przyjemna lektura, ale otwiera oczy na pewne problemy.