Nie! w reżyserii Jordana Peele'a zdecydowanie zapadnie mi w pamięć. Z seansu wyszłam bogatsza o wiele przemyśleń i interpretacji.

Film wylądował w kategorii horror, ale zdecydowanie bliżej mu do thrillera. To wręcz najeżona napięciem produkcja, która utrzymuje widzów na skraju fotelu przez większość czasu. Nawet jeśli wiemy, że pewne wydarzenie skończy się "dobrze" i tak obawiamy się o dobrostan postaci. Poza tym większość makabrycznych elementów zostało pokazanych poza kadrem, co tylko pobudza wyobraźnię widza i podwaja ową makabryczność. Kilka scen jednak zmroziło mi krew w żyłach, ale o tym w sekcji spoilerowej.

W Nie! nie zabrakło również elementów komediowych, zgrabnie rozluźniających atmosferę. To swoisty miszmasz gatunków, ale bardzo sprawny i zrównoważony miszmasz. Każda scena ma tutaj znaczenie, nic w fabule nie jest wprowadzone niepotrzebnie. Sprawia to, że seans Nie! był bardzo satysfakcjonujący, podczas oglądania można zbierać poszczególne "wskazówki" od reżysera, które z biegiem czasu układają się w logiczną całość. 

To pewnie oczywiste, ale Nie! jest świetnie nakręcone. Niektóre kadry aż oprawiłoby się w ramkę, a estetyka jest na najwyższym poziomie. Ponadto urzekły mnie stroje głównej bohaterki. 

Nie! to przede wszystkim nietuzinkowe podejście do motywu UFO. To film, z którego niektórzy wyjdą z głową pełną interpretacji. Tak jak ja.

DALSZA CZĘŚĆ NOTKI BĘDZIE NAJEŻONA SPOILERAMI, WIĘC JEŚLI NIE CHCECIE ICH WIDZIEĆ, TO CZYTACIE NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ

Po pierwsze w filmie głównie przewija się motyw okiełznania dzikich zwierząt. Ludziom wydaje się, że panują nad światem zwierząt, że zdominowali w pełni tę część ekosystemu. Nie! dobitnie przypomina, że dzikie stworzenia to indywidualne istoty, które niezbyt chętnie uginają się do ludzkich oczekiwań. Dlatego jednym z najważniejszych i najciekawszych elementów fabuły jest podejście głównego bohatera OJ do kosmicznego stwora grasującego w okolicy. OJ traktuje UFO (ochrzczone potem przez bohaterów Jean Jacket) trochę jak konia. Zauważa, że Jean Jacket drażni spoglądanie prosto w jej "oko", że czyha w chmurze i że okrąża swoje ofiary niczym drapieżnik. Takie podejście pomaga bohaterom w ustaleniu strategii i poznaniu nawyków tej tajemniczej istoty.

Nie! również nieustannie przypomina nam jak niebezpieczne może być spojrzenie dzikiemu stworzeniu w oczy. Motyw ten przewija się podczas kręcenia reklamy z czarnym koniem, podczas ataku szympansa i oczywiście w wątku z UFO. Jupe przeżył na planie, bo obrus na stole pod którym się schował uniemożliwił mu spojrzenie Gordy'emu prosto w oczy. Było coś fascynującego w znajdywaniu takich drobnych wskazówek w fabule i układanie z nich większego obrazka. 

Ponadto w Nie! wszystko robione jest na pokaz, a sam spektakl jest największą wartością. Już pierwsza makabryczna scena dzieje się przecież na planie sitcomu. Pierwszy raz gdy widzimy spłoszonego konia dzieje się to na planie reklamy. Gdy Jupe próbuje zrobić z Jean Jacket widowisko, ta zjada jego i wszystkich widzów. Antlers ginie, próbując uchwycić JJ na kamerze. Marnie kończy też człowiek na elektrycznym motocyklu. Nawet Amber po cudownym przeżyciu spotkania z Jean Jacket wykorzystuje studnię, aby zrobić to jedno wyjątkowe zdjęcie. Widowisko pochłania bohaterów i często doprowadza do ich tragicznego końca. 

Dodatkowo Jupe tak bardzo chce czerpać korzyści z widowiska, że kurczowo trzyma się rzeczy, nieustannie przypominające mu o traumatycznych przeżyciach. Dosłownie wystawił na pokaz przedmioty związane z tragedią, która wydarzyła się na planie sitcomu. Podobne przywiązanie czuje OJ, który przybił do ściany monetę, która zabiła jego ojca. 

Podoba mi się sposób w jaki film dawkuje widzowi scenę z Gordym. Na samym początku słyszymy jakieś przebitki - krzyk ludzi, wrzaski szympansa. Później Jupe w pokoju z pamiątkami doświadcza flashbacku - widzimy go schowanego pod stołem, przerażonego. Kiedy wreszcie docieramy do właściwej sceny, siedzimy jak na szpilkach. Dobrze wiedziałam, że Jupe przeżyje to makabryczne wydarzenie, ale film potrafił trzymać w napięciu do ostatniej sekundy.

Tak jak już zostało wspomniane w tekście, w Nie! mało znajdziemy typowo horrorowych scen. Jedną widzimy w stajni, gdy dzieciaki przebrane za kosmitów straszą OJ'a. Druga to zdecydowanie atak Gordy'ego. 

Ale to co zapadło mi najbardziej w pamięć i sprawiło, że dosłownie poczułam mdłości był moment, w którym widzimy ludzi w trzewiach Jean Jacket. Ta scena wręcz ociekała klaustrofobicznością i poczuciem bezradności i mimo że obrzydliwa, to ciężko oderwać od niej wzrok. Jest coś naprawdę przerażającego w wyobrażeniu sobie ofiar JJ trawionych powoli żywcem. Ponadto krzyki uwięzionych ludzi bardzo przypominają piski ludzi jadących rollercoaster i zakładam, że był to celowy zabieg, wpasowany w przewijający się motyw widowiska i rozrywki. Absolutnie cudowne.

Nie! to film, który zostanie ze mną na długo.