Zacznę ten tekst wspominając, że kompletnie nie pamiętam fabuły pierwszej części. Coś zostało mi w głowie, ale to mgliste wspomnienia. Pamiętam jedynie, że pierwszy Avatar podobał mi się umiarkowanie. Oprócz strony audiowizualnej, niewiele elementów zapadło mi w pamięć. Poza tym niektóre recenzje w Internecie wcale mnie nie zachęciły do obejrzenia sequela. Dlatego na kinowym fotelu usiadłam gotowa na rozczarowanie.
To jednak nie nadeszło.
Chcę na początku zaznaczyć, że nie uważam Avatara 2 za wybitne kino. To bardziej uczta dla zmysłów niż dzieło ze skomplikowaną fabułą. Ale jeśli pójdziecie do kina z podejściem, że chcecie chłonąć ten kosmiczny świat, to będziecie się bawić tak dobrze jak ja. Nawet nie zauważyłam kiedy minęły te 3 godziny.
(Ten tekst może zawierać spoilery. Tak tylko uprzedzam.)
To być może wynika z tego, że fascynuje mnie biologia morska, bo najbardziej podobały mi się wątki związane z wodnymi stworzeniami. Czy to nauka jazdy na ilu, czy nawiązywanie duchowej więzi z tulkunami. Nie spodziewałam się, że sceną która mnie tak zafascynuje będzie kosmiczne polowanie na wieloryby. Oraz to co działo się później, biolog morski tłumaczący, że ludzie pobierają z wielkich tulkanów jedynie jedną substancję, po czym wyrzucają je na dno morza. Poruszyło mnie to dlatego, że w historii rozgrywanej na drugim końcu kosmosu pojawił się wątek całkiem dobrze mi znany z prawdziwego życia. W końcu wciąż w wielu krajach dozwolone jest polowanie na wieloryby, nielegalny handel kwitnie, a rekiny tracą swoje płetwy i przy tym życie, aby wylądować w obrzydliwie drogiej (i podobno niezbyt smacznej) zupie. Myślę, że jeśli chociaż trochę interesujecie się wodną przyrodą to Avatara 2 będziecie oglądać z czystą przyjemnością.
Zwłaszcza, że film wygląda cudownie, a technologia 3D sprawia, że można się niemal zatopić w historii. Powtarzam się, ale warstwa audiowizualna tego filmu zachwyca. Paradoksalnie najmniej wiarygodne wydawały mi się sceny z ludźmi. Zwłaszcza sceny akcji, w których spadali z motorówek czy rozbijali się o skały. Ponadto czasem zmienia się ilość klatek na sekundę przez co można nieco wypaść z immersji. Na szczęście to były drobne wady, które nie zepsuły mi tej uczty dla zmysłów.
Jednym słowem to film dla fanów tego uniwersum albo/oraz entuzjastów biologii morskiej. Jeśli pójdziecie do kina oczekując wizualnego arcydzieła z prostą fabułą, to się nie zawiedziecie. Osobiście nie tylko nie żałuję, ale z ciekawością oczekuje kolejnych filmów z serii. Oczywiście wtedy kiedy pojawią się wreszcie w kinie, a nie tylko w nagłówkach newsów.
0 Komentarze