Moja filmowa zima zaczęł się średnio dobrze, bo od najnowszego filmu z  Aquamanem. Z jednej strony była to tak przyjemna, mało wymagająca rozrywka w bardzo ładnej oprawie audiowizualnej. Niestety z drugiej muszę przyznać, że to film bardzo łatwo wypadający z pamięci i szczerze mówiąc trochę niepotrzebny? 

Dużo lepszy był mój pierwszy kinowy seans w 2024 roku, czyli animacja Chłopiec i czapla od studia Ghibli. Ta produkcja to taka ostateczna mieszanka tego, z czym kojarzą się dzieła od tych twórców. Co prawda nie był to mój ulubiony kandydat do Oscara, ale rozumiem, że Miyazaki dostał statuetkę trochę za całokształt życiowej twórczości. Szkoda, że bardziej nie została doceniona inna animacja, czyli Pies i robot. Tam twórcom udało się stworzyć poruszającą i bardzo realistyczną historię o relacjach nie używając ani jednego dialogu. Z animacji udało mi się nadrobić też śliczne i nietuzinkowe Wolfwalkers. Tu również pojawił się motyw przyjaźni - między dziewczynką, która chce zostać łowczynią a tytułową wolfwalkerką, czyli osobą która potrafi podczas snu zamieniać się w wilka. A wszystko to dzieje się w siedemnastowiecznej Irlandii. 

Zima była również czasem na nadrobienie innym ciekawych filmów, na które do tej pory nie było czasu. Zaskakująco ciekawą produkcją okazał się Tetris. Robienie filmu na podstawie takiej gry jak Tetris brzmi jak durny pomysł, ale tutaj to podziałało. Bowiem skupiono się bardziej na walce o prawa autorskie niż na stricte rozgrywce. I przyznam się bez bicia, że do obejrzenia zachęciła mnie rola Tarona Egertona, bo bardzo go lubię jako aktora. 

Udało mi się również nadrobić dwa dobre, ale bardzo różne filmy. Czarny telefon z Ethanem Hawkiem okazał się świetnym horrorem (a może bardziej thrillerem?), który ponownie sięga po klimat lat 80., ale robi to naprawdę sprawnie. Z kolei Gdzie śpiewają raki zachwyciło mnie pięknymi zdjęciami i nietuzinkową historią. Bowiem Raki opowiadają o młodej dziewczynie, która wychowała się samotnie na bagnach i przez splot niefortunnych wydarzeń została oskarżona o morderstwo. Wiem, że produkcja powstała na podstawie książki o tym samym tytule i chętnie sięgnę kiedyś po literacki pierwowzór.

Zimowe wieczory obudziły też we mnie miłość do science-fiction, dlatego moją uwagę przyciągnął film Finch z Tomem Hanksem. To post apokaliptyczna historia o mężczyźnie, który buduje inteligentnego robota i uczy go przetrwania w trudnych warunkach. Co prawda historia leci na dosyć oklepanych schematach, ale jest na tyle urocza, że można to wybaczyć. 

Moim największym filmowym zaskoczeniem zimy była druga część Diuny. Od razu przyznam, że jestem jedną z tych osób, które dwójka kupiła bardziej niż jedynka. Nie uważam jednak, że to film idealny, bez żadnych wad. Z tego co wiem reżyser mocno podkręcił tempo wydarzeń w porównaniu do książki. To trochę sprawiło, że niektóre decyzje postaci wydają się nieco zbyt pośpieszne. Sporo jest też tutaj rzeczy, które ciężko zrozumieć bez znajomości chociażby ogólnego zarysu historii tego uniwersum. Uważam, że adaptacje powinny stać na własnych nogach i istnieć w oderwaniu od  materiału źródłowego. Ale może się czepiam. 

Na koniec wspomnę o filmie dokumentalnym Fathom skupiającym się na dwóch badaczach humbaków. I szczerze mówiąc, nie jestem w stanie go Wam polecić, bo nieco mnie znudził. Ale jeśli tak jak ja kochacie ocean, może spróbować go obejrzeć. Dokument znajdziecie na Apple TV. 

Z seriali muszę ponownie pozachwycać się nad Blue Eye Samurai. To animacja, w której działa wszystko - mamy nietuzinkową, kompleksową protagonistkę, bardzo interesujące postacie poboczne, sporo dramy i akcji oraz przepiękną oprawę graficzną. 

Płynąc dalej na mojej fazie na science-fiction muszę wspomnieć o jeszcze kilku produkcjach. Severance to jeden z niewielu przypadków, kiedy spoilery naprawdę popsułyby mi zabawę. Produkcja opowiada o pracownikach pewnej korporacji, którzy poddają się zabiegowi tytułowego Rozdzielenia - w pracy nie pamiętają nic ze swojego życia prywatnego, a po godzinach - absolutnie nie wiedzą, co robili w biurze. Już sam ten koncept brzmi upiornie i dystopijnie, ale odkrywanie kolejnych warstw tej historii to bardzo wciągająca rozrywka. Z kolei serialowa Fundacja zabrała mnie w daleki kosmos i zachęciła do sięgnięcia po książki Isaaca Asimova. Mam nadzieję, że powstanie trzeci sezon tej produkcji. 

Trzymam również kciuki za kontynuację historii przedstawionej w Monarch: Legacy of Monsters. Być może kojarzycie tę produkcję jako "ten dobry serial o Godzilli". I rzeczywiście Monarch jest naprawdę dobre, choć nie nastawiajcie się tylko na Godzillę. Mianowicie historia dużo bardziej skupia się na tym, jak istnienie ogromnych stworów wpływa na ludzi. Śledzimy przygody badaczy i kryptozoologów czy bohaterkę, która ewidentnie cierpi na PTSD po bliskim spotkaniu z ogromnym radioaktywnym jaszczurem. Kawał naprawdę ciekawej produkcji. 

Na koniec ponownie wspomnę o mojej fazie na wielkie kosmiczne roboty. Powiem tylko, że Transformers: Cyberverse jest zdecydowanie niedocenioną produkcją. Czy ma swoje wady? Tak. Czy pierwszy sezon za bardzo się dłuży? Oczywiście. Czy scenariusz czasem nie ma ciekawych pomysłów na rozwój postaci? Jak najbardziej. Jednak jest tutaj mnóstwo ciekawych wątków i całość ma taki uroczy, zabawny klimat, że wybaczam to wszystko. Zwłaszcza, że tutaj najbardziej czuć kosmiczność tego uniwersum, bo dowiadujemy się więcej na temat historii i obyczajów tych mechanicznych kosmitów. 

Skoro już o robotach mowa to udało mi się dokończyć kampanię fabularną w Titanfall 2.I była to jedna z lepszych kampanii fabularnych w strzelankach w moim życiu. Kupiło mnie szybkie tempo rozgrywki, mechanika manipulowania czasem i oczywiście relacja między pilotem a dużym robotem. 

Ponadto muszę polecić króciutką gierkę Beneath the Surface. Wcielamy się w wędkarza, który stoi nad przeręblem i wyławia coraz dziwniejsze rzeczy. To tytuł na dosłownie maksymalnie dwie godzinki, ale myślę, że wart tego czasu. O Darkwood nie będę gadać za dużo, bo mam już napisaną recenzję ;) 

Oczywiście w podsumowaniu nie może zabraknąć części literackiej. Zaczniemy ją dwiema powieściami Stanisława Lema, czyli Niezwyciężonym oraz Solaris. Po sięgnięcie po tą pierwszą zachęciła mnie premiera growej adaptacji. I obie te książki przypadły mi do gustu. Niezwyciężony zaintrygował przedstawionymi kosmitami, a Solaris warstwą psychologiczną. 

Z kolei o książkach I'm Glad My Mom Died oraz Autentyczna w spektrum przeczytacie więcej w moim tekście z okazji Dnia Kobiet. W podobnym stylu jak Autentyczna jest But You Don't Look Autistic. Może pewnego dnia zrobię jakiś spis moich ulubionych książek na temat neuroróżnorodności, kto wie ;) 

Przyznam, że reportaż Przegryw. Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności był równie ciężką lekturą jak I'm Glad My Mom Died, ale z zupełnie innych powodów. Bowiem to zbiór historii i świadectw mężczyzn, którzy identyfikują się jako tytułowi przegrywi. Sporo jest tutaj o problemach psychicznych, o byciu ofiarą szkolnego znęcania się czy przemocy, o trudnych warunkach finansowych i braku perspektyw, ale też znajdą się tutaj bardzo mizoginistyczne i wręcz przerażające wypowiedzi. Z jednej strony łatwiej empatyzować z bohaterami reportażu po zapoznaniu się z ich, ciężko trudnymi i niesprawiedliwymi doświadczeniami. Z drugiej - trochę ciężko puścić mimo uszu te wszystkie seksistowskie poglądy. Tak czy siak jest to bardzo dobry i kompleksowy reportaż.

Jak już zostało powiedziane wyżej serialowa Fundacja zachęciła mnie do prozy Asimova. Moim pierwszym zetknięciem się z tym autorem było Ja, robot. (Mam wrażenie, że motywem tej listy są roboty, ale cóż dlaczego by nie?)  I była to bardzo ciekawa i zachęcająca do refleksji lektura i coś czuję, że przygoda z tym autorem nie skończy się na jednym tytule. Na koniec chcę wspomnieć jeszcze o książce Moby Dick, bo klasykę warto znać. Zwłaszcza tą o wielorybach, bo to bardzo ciekawe zwierzęta. 

Oprócz książek muszę też napisać coś o komiksach. Graficzna wersja orwellowskiego 1984 zachwyca tą surową czerwono-czarną kolorystyką. Co prawda, nie jestem w stanie określić na ile to dobra adaptacja, bo nie mam porównania, ale zdecydowanie jest to dobry komiks. 

Przyjemną lekturą był również Wiedźmin. Ballada o dwóch wilkach. Fabuła w gruncie rzeczy była wariacją na temat baśni o Czerwonym Kapturku, ale wisienką na torcie zdecydowanie jest tu warstwa rysunkowa. 

A skoro mówię o zimie to na myśl nasuwają się święta Bożego Narodzenia i bardzo uroczy Transformers. Holiday Special.

***

A jak Wam minęły zimowe wieczory?