Mój popkulturowy grudzień zdecydowanie skradła Anya Taylor-Joy w roli genialnej szachistki Beth Harmon, ale znalazło się trochę miejsca dla dobrych książek, jednej wyjątkowej gry i kilku świetnych filmów. Co ciekawe, nie jest to lista długa, ale wyjątkowo pozytywna. Dosłownie każde opisane tu popkulturalne doświadczenia określam jako przynajmniej "dobre". 

To był dobry miesiąc.


Gambit królowej (Queen's Gambit, 2020, Netflix) - zdecydowanie jedna z najlepszych produkcji oryginalnych Netflixa z 2020 roku. Ta wciągająca historia o wybitnej szachistce dała nam wreszcie nietuzinkową żeńską bohaterkę.  Uwielbiam całą estetykę tego serialu, od kostiumów, po dobór muzyki. Anya Taylor-Joy aktorsko błyszczy, a kroku dotrzymuje jej Marcin Dorociński, który w prostych gestach potrafi przekazać wszystko, co powinniśmy wiedzieć o jego postaci. Gambit królowej daje mi nadzieję, że Netflix potrafi stworzyć coś naprawdę dobrej jakości (co nie jest przy okazji animacją). 






Asterix i Obelix: Tajemnica magicznego wywaru (Astérix - Le Secret de la potion magique2018, reż. Louis Clichy Alexandre Astier) - nie spodziewałam się, że ten film jest aż tak dobry. Żarty kupują mnie w całości (wygrywa pojawienie się Jezusa), animacja wygląda prześlicznie, a sama fabuła ma parę dobrych pomysłów i realizuje je naprawdę dobrze. Seans przypomniał mi te dobre czasy, gdy zaczytywałam się w komiksach. Może powinnam do tego wrócić. 




Oxenfree (2016, Night School Studio) - gra, która zręcznie łączy dobrze napisaną historię o nastolatkach z paranormalnym horrorem. Nie jest to jednak stricte growy straszak, bo jump scare'ów jest tu jak na lekarstwo i nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo, oprócz tego wynikającego z fabuły. Określiłabym Oxenfree jako klimatyczne, chociaż wiem, że to słowo jest tak bardzo precyzyjne jest stwierdzenie, że coś jest fajne. Jednak cała atmosfera tej gry, składająca się ze świetnej ścieżki dźwiękowej, nietuzinkowej oprawy graficznej i przede wszystkim intrygującej fabuły, sprawia, że Oxenfree wywołuje w osobie grającej jakieś ciężkie do opisania uczucie. Coś pomiędzy nostalgią a niepokojem? Trzeba zagrać i przekonać się na własnej skórze. 





Złota klatka (Camilla Läckberg) - powieść, po którą bym pewnie nie sięgnęła, gdyby nie polecenie mojej rodzicielki. Ani skandynawskie kryminały, ani historie o zemście, niezbyt leżą w moim guście, jednak coś w Złotej klatce złapało mnie i nie chciało puścić. Może był to sposób narracji - autorka podaje informacje oszczędnie, starając się zaintrygować, a nie podać wszystko na tacy. Zdecydowanie polecam.





Edukacja (Malcolm XD) - kontynuacja Emigracji dostarcza jeszcze więcej absurdu i życiowych refleksji. Największą zaletą twórczości Malcolma XD jest fakt, że akcja zazwyczaj dzieje się w Polsce, co sprawia, że ciężko stwierdzić co jest absurdalnym wymysłem autora, a co po prostu jego autentycznym doświadczeniem. Doceniam również wątek o atakach paniki oraz trudnościach na tle psychologicznym, które przeżywał narrator. Mam wrażenie, że wciąż za mało mówi się o takich sprawach, zwłaszcza w kontekście doświadczeń męskich. Jest to powieść, która zgrabnie łączy ze sobą absurd i boleśnie realne refleksje. 





Taśmy rodzinne (Maciej Marcisz) - jest coś w tej powieści co sprawia, że wydarzenia, które są tak odmienne od moich doświadczeń wydają się bardzo bliskie. Autor ma dryg do wrzucenia czytelnika w środek akcji, tak by go nie oszołomić, a momentalnie oswoić z historią. Taśmy rodzinne to intrygująca opowieść jak poradzić sobie z dziwną i pokręconą przeszłością, by wreszcie stanąć na nogi. 





Billy Elliot (2000, reż. Stephen Daldry) - nadrabiania filmowych klasyków ciąg dalszy. Nie ukrywam, że do seansu najbardziej zachęciła mnie rola Jamiego Bella, którego filmografię staram się nadrabiać po świetnym występie w Rocketmanie. Już jako dziecięcy aktor potrafił urzec widza, a odgrywana przez niego rola to całkiem realistyczne przedstawienie nastoletniego chłopca. Co ciekawe - wyjątkowo nie żałuję, że dopiero teraz zobaczyłam ten film. Mam wrażenie, że wcześniej ta historia zrobiłaby na mnie dużo mniejsze wrażenie. 





Powrót do marzeń (1991, reż. Isao Takahata) - nadrabianie twórczości studia Ghibli ciąg dalszy. Jest to film zdecydowanie kameralny niż większość produkcji tego studia. Mało tu akcji jako takiej, bo fabuła skupia się na rozwoju swojej bohaterki. To przede wszystkim historia o tym jak rozliczenie się z przeszłością, może wpłynąć na naszą teraźniejszość i przyszłość. 


***


Wygląda na to, że mój grudzień upłynął pod znakiem przeszłości i sposobami w jaki radzą sobie z nią ludzie - ci prawdziwi, ale przede wszystkim ci fikcyjni.