Po raz kolejny (tutaj znajdziecie notkę o roku 2023) podsumowuję sobie rok pod względem popkulturowym. Ten tekst skupi się na tekstach kultury, które zadebiutowały w 2024 roku i w jakiś sposób zapadły mi w pamięć.
Kolejność tytułów jest absolutnie przypadkowa.
***
O Dread Delusion piszę już enty raz. Polecam ją na Facebooku a na portalu Grajmerki znajdziecie moją recenzję produkcji. Ale powtórzę się, gdyż to świetny RPG, stawiający na eksplorację tego dziwnego, pikselowatego, psychodelicznego świata. W tym roku wyszedł z wczesnego dostępu, więc to idealna okazja, aby wypróbować go na własnym pececie.
W przypadku gry Ghost of Tsushima trochę oszukuję, bo pierwotnie produkcja zadebiutowała na konsolach Sony z 4 lata temu. Jednak wersja na pecety pojawiła się w tym roku. Zazwyczaj nie sięgam po souls-like'owe tytuły (z wyjątkiem mojego ukochanego Blasphemous), ale tutaj zachęcił mnie przede wszystkim setting. Bowiem wcielamy się w trzynastowiecznego samuraja, który musi mierzyć się z mongolską inwazją. Na razie jestem na samym początku zabawy, ale coś czuję, że spędzę w tym świecie długie godziny.
W tym roku zadebiutowała także gra Mouthwashing i mam już ją w mojej bibliotece Steam, ale wypowiem się kiedy zagram.
W kinie udało mi się obejrzeć kilka świetnych produkcji. Przede wszystkim po prawie 40 latach dostaliśmy drugi pełnometrażowy film animowany z uniwersum Transformers. I to jaki film! Transformers: One to świetne origin story. Jeśli nie mieliście za dużo do czynienia z tą franczyzą, a chcecie się dowiedzieć o co chodzi w konfklicie pomiędzy Autobotami a Deceptikonami to jest to film dla Was. Oczywiście nie jest to "oficjalne" i jedyne origin story, bo w tym uniwersum jest mnóstwo różnych odnóg i iteracji, ale myślę, że czerpie na tyle dużo z innych historii, że wyszła z tego dobra mieszkanka.
Pozostając w mechanicznych klimatach muszę wspomnieć o Dzikim Robocie. To historia robotki, która znalazła się w dziczy i trochę przez przypadek adoptowała gąsiątko. Opowieść traktuje o inności, o akceptacji i o poszukiwaniu własnej drogi, a nie robieniu tego, czego oczekują od nas inni.
Z gatunku sci-fi urzekła mnie też druga część filmowej Diuny, a Deadpool i Wolverine przyniósł mi dużo frajdy. I mówię to jako ktoś, kto już się poddał z MCU jakieś kilka lat temu. To samo mogę powiedzieć o X Men '97. Wygląda na to, że Marvela lubię najbardziej kiedy mutanci są na pierwszym planie. Albo Venom, bo Venom 3: Ostatni taniec to chyba moja ulubiona część z trylogii.
Ten rok dał nam również całkiem dobrą serialową adaptację serii gier wideo, czyli Fallout od Amazona. Gier nie znam za dobrze, więc nie mam porównania, ale sama przedstawiona historia była spójna i interesująca. Czekam na drugi sezon. Może w tym czasie nadrobię to uniwersum pod względem growym.
Serialowo chyba najbardziej zapadł mi w pamięć drugi sezon Arcane oraz anime Dungeon Meshi. Zwłaszcza polecam to drugie, bo Arcane chyba nie potrzebuje reklamy. Dungeon Meshi może przywodzić na myśl grę RPG, bo śledzimy losy grupki przeróżnych bohaterów, którzy schodzą coraz głębiej w tytułowy loch, aby odnaleźć przyjaciółkę. To co wyróżnia tą historię to rola, którą pełni tutaj jedzenie. A konkretniej - potrawy ugotowane z okolicznych potworów.
W tym roku też udało mi się polubić z twórczością Marty Bijan, bo jej Wakacje pod morzem to całkiem dobry horror. W niektórych momentach klimatem przypominał mi nawet twórczość Stephena Kinga, letnio-wakacyjną wersję Lśnienia.
Musze też polecić romantasy pt. Ucieczka Apsary, mocno inspirowane indyjskimi legendami i kinem Bollywood. Czekam niecierpliwie na drugą część.
***
A jak Wam minął ten rok pod względem popkulturowym? Są jakieś premiery, które zapamiętacie na długo?
0 Komentarze