O tym serialu piszę już chyba któryś raz. Black Mirror to taka produkcja, której kolejne odcinki obejrzę zawsze, chociażby z czystej ciekawości (trochę jak z Miłość, śmierć i roboty). Ostatnio szósty sezon mnie dosyć mocno zawiódł. 

Dlatego  teraz może być tylko lepiej, prawda?


Na początku zaznaczę, że ten tekst będzie zawierał spoilery. Zostaliście ostrzeżeni. 


***


Zwyczajni ludzie

Był to odcinek najbardziej w stylu pierwszych sezonów Black Mirror, czyli przyziemny, przygnębiający i niepokojąco wiarygodny. Ludzie przecież nie potrzebują wszczepu w mózgu, żeby wydawać fortunę na zdrowie. 

Obserwowanie jak cena subskrypcji wciąż rośnie, a możliwości poszczególnych pakietów nieustannie maleją przypominało obserwowanie samochodu, któremu puścił ręczny i właśnie zjeżdża z górki. Wiemy, że w końcu walnie w tę betonową ścianę naprzeciwko, ale nic nie możemy zrobić. Tak i tutaj - niby człowiek wiedział, że się źle to wszystko skończy, ale jakiś cień nadziei był. Ale szczerze mówiąc Black Mirror nigdy nie kojarzyło mi się z happy endami. 

Na koniec dodam, że to bardzo ironiczne, że opowieść o wciąż rosnących cenach za subskrypcję została opublikowana akurat na Netflixie. 


Bete Noire

Z tą historią mam trochę problem. Był tutaj ogromny potencjał i nasilające się napięcie wbijało w fotel. Naprawdę można było poczuć tę samą dezorientację co główna bohaterka. Bardzo też podobała mi się ta historia pod względem psychologicznym. Czuć było, że protagonistka z jednej strony wciąż nie lubi dawnej znajomej ze szkoły, a z drugiej trochę ją zżerają wyrzuty sumienia.  Obserwowanie jak coraz więcej ludzi traci do niej zaufanie, a ona sama stopniowo popada w szaleństwo było fascynujące. 

Dlatego mam wrażenie, że zakończenie trochę odebrało temu wszystkiemu powagi. Ostatnia część odcinka bardzo odstawała od reszty, jakby ktoś naprędce wymyślił jak najbardziej szokujący zwrot akcji. Czy motyw ogromnego komputera umożliwiającego dostęp do alternatywnych wszechświatów sam w sobie był zły? No nie do końca, ale myślę, że można by było go lepiej ograć. Albo zostać po prostu przy psychologicznej potyczce między dwójką bohaterek. 


Hotel Reverie

Moim skromnym zdaniem jeden z bardziej wciągających i emocjonujących odcinków w tym sezonie. Mamy motyw remake'u klasycznego filmu (aż za bardzo na czasie), symulację, która wymyka się spod kontroli i lesbijski romans. Czego chcieć więcej? 

Ale serio - do tej historii nie umiem się za bardzo przyczepić, wszystko mi tutaj gra i buczy. Może czasem aktorstwo Issy Rae mnie niezbyt przekonywało, zwłaszcza w scenach romantycznych, ale za to do kunsztu Emmy Corrin przyczepić się nie mogę. 


Bawidełko

Podoba mi się jak ten epizod niejako kontynuuje historię z interaktywnego odcinka Bandersnatch. Tutaj znowu mamy specyficzną grę wideo i zafascynowanego nią protagonistę.

Sam pomysł na rozgrywkę jest absolutnie odjechany, gdyż w czasie zabawy gracz ma opiekować się żywymi (chodź stworzonymi z zer i jedynek) istotami. Może je karmić, myć, ale także zabić zrzucając im na głowę głaz. Co więcej, stworki próbują się porozumieć z głównym bohaterem i przekazać mu jakąś wiadomość.

Przez praktycznie cały odcinek widz zastanawia się, czy protagonista rzeczywiście próbuje nawiązać kontakt z istotami z gry. A może po prostu przez ciągłą izolację od świata zewnętrznego postradał zmysły? Pod tym względem przypomina nieco mroczniejsze Bete Noire. I podobnie jak w tamtym odcinku na koniec okazuje się, że główny bohater miał rację, a wirtualne stworki chyba właśnie przejęły kontrolę nad światem. Ale jakoś to zakończenie wydało mi się bardziej satysfakcjonujące, bardziej wiarygodne i bardziej pasujące do reszty epizodu. 

Bardzo podobało mi się jak Bawidełko zgrabnie miesza szalony sci-fi koncept z bardziej przyziemnymi wątkami. 


In memoriam 

Ostatni odcinek był zdecydowanie największym ciosem pod względem emocjonalnym. Podoba mi się, że tutaj technologia w gruncie rzeczy nie gra pierwszych skrzypiec, a jest bardziej tłem dla refleksji głównego bohatera. Równie dobrze mógłby on po prostu przeglądać zdjęcia i wizualizować wspomnienia z pomocą wyobraźni. 

Ta historia przez swoją przyziemność najbardziej poruszyła mnie emocjonalnie. Główny bohater nie jest najlepszym człowiekiem i widzę na własne oczy, jakie błędy popełnił w przeszłości, ale potrafię wykrzesać z siebie współczucie wobec niego. Oczywiście klasycznie w stylu Black Mirror wszystko kończy się dosyć przygnębiająco i pozostawia poczucie beznadziei, ale jest w tym trochę ciepła. Podobał mi się bardzo motyw twarzy bohaterki, której przez cały odcinek nie mógł sobie przypomnieć protagonista. Kiedy w końcu widzimy ją w finale jest to jednocześnie satysfakcjonujące i przybijające.


USS Callister: W głąb Infinity 

Znowu bierzemy na tapet kwestię na czasie, gdyż mikrotransakcje w grach wideo. Ten odcinek to także kontynuacja Star Trekowej przygody z bodajże dwóch sezonów wstecz. 

Klony głównych bohaterów nie dość, że utknęły w grze online to jeszcze muszą walczyć o przetrwanie. W przeciwieństwie do innych graczy, krwawią i nie odrodzą się po śmierci, więc stawka jest jeszcze wyższa. 

Ten odcinek miał parę przewidywalnych momentów: główny szef firmy tylko udawał, że pomaga bohaterce a i tak miał głównie na względzie interesy firmy, a siedzący w wirtualnej piwnicy geniusz okazał się nice guyem, który nie omieszka się wykorzystać posiadanej władzy przeciwko pierwszej kobiecie, którą zobaczył od stuleci. Był jednak jeden moment, który naprawdę mnie zaszokował. Tak jak zakończenie w Bete Noire popsuło mi zabawę, tak tutaj finałowy zwrot akcji zapadł mi pozytywnie w pamięć. Koncept statku kosmicznego, który wraz z załogą istnieje w mózgu głównej bohaterki jest jednocześnie przerażający, zabawny i bardzo interesujący. Jeśli twórcy zdecydują się na trzecią część, eksplorującą ten pomysł, obejrzę z przyjemnością, bo widzę tu potencjał. 


***


Jak sami widzicie ten sezon Black Mirror wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Widzę powrót do korzeni, ale i sięganie po bardziej przewrotne rozwiązania narracyjne. 


A Wam jak się podobało?